Siedemnasty był września. Słońce pięknie świeciło… ptaszki śpiewały. Szkoda, że to niestety nie w tym roku. Ale jeśli podjęliśmy już decyzję, to trzeba było jechać.
Droga do Oświęcimia nie nastrajała nas optymistycznie, ale na pierwszym punkcie trasy przywitano nas ciepło ciastem z owocami.

W planie było zaliczenie wszystkich piętnastu punktów wyznaczonych przez organizatorów. Ciekawym była sama organizacja imprezy. Każdy z uczestników otrzymał wcześniej mapę i mógł zacząć w którym punkcie chciał… Trzeba było objechać co najmniej 8 stanowisk… ale my to my.
Deszcz nam nie straszny, więc mknęliśmy przez Gminę Oświęcim poznając ją od tej deszczowej strony. Wystartowaliśmy w trzech… na mecie byliśmy już w szóstkę. A jak to możliwe? Na trasie spotkaliśmy innych pozytywnie zakręconych kolarzy i stwierdziliśmy, że po co jeździć samemu jeśli wspólnie będzie raźniej?

Wszędzie, oprócz oświęcimskich Babic, byliśmy pozytywnie witani. Ciasto, kawa, herbata… a w Rajsku czekało na nas losowanie gadżetów. Ot takie małe zaskoczenie na trasie.

Najgorszym był dojazd na Dwory Drugie i powrót stamtąd na Zaborze. W deszczu trasa była żmudna i długa… Ale jakoś dojechaliśmy. Na miejscu czekały na nas pakiety dla uczestników, a na zakończenie, o dziwo nasz lokalny specjał, pieczone ziemniaki. Odbyło się też losowanie nagród, ale wiadomo jak to u nas ze szczęściem.
Podsumowując. Impreza miała bardzo ciekawą formę. Gdyby tylko nie było deszczu, ubaw byłby gwarantowany. Niestety w obecnej sytuacji, był to rajd tylko dla wytrwałych. Ale nie żałujemy. Na trasie spotkaliśmy ciekawych ludzi, a w każdym punkcie można było się ogrzać i miło porozmawiać.
Mam nadzieję, że za rok powtórzymy tą przygodę.